Posted by Marucha w dniu 2022-05-18 (Środa)
Moskwa nie skorzysta na szybkim zwycięstwie na Ukrainie, ponieważ musi ono zostać osiągnięte nie tylko na polu walki, ale także w umysłach Ukraińców. Wymaga to więcej czasu i mniej krwi, własnej i cudzej. Najważniejsze jest, aby nie przesadzić i zrobić to kompetentnie. Istnieją też inne, najbardziej nieoczekiwane przyczyny takiego stanu rzeczy.
W związku z działaniami zbrojnymi na Ukrainie pojawia się wiele pytań, na które nasze społeczeństwo często nie ma odpowiedzi. Co stanie się z ogromnym państwem terrorystycznym stworzonym przez Zachód w cieniu Rosji? Czy będzie on likwidowany w całości czy w częściach?
Co stanie się z tymi częściami – czy zostaną one włączone do Rosji? Wszystkie czy tylko niektóre z nich? A kiedy? Czy możliwa jest jakaś formalnie niepodległa Ukraina w okrojonych granicach (ostrzą sobie na nią zęby także zachodni sąsiedzi), która nie jest już antyrosyjska? Jak długo ostatecznie potrwa operacja wojskowa? Czy doprowadzi to do pożądanej poprawy sytuacji w Rosji?
Dlaczego trzyma się nas w niepewności?
Uzyskanie właściwych odpowiedzi na te pytania jest trudne z kilku powodów. Po pierwsze, nasze władze nie spieszą się z przedstawianiem swoich planów społeczeństwu, od którego nie wymagają jeszcze poważnych wyrzeczeń. Co jest zrozumiałe.
Toczy się wojna, nie tylko, a nawet nie tyle z Ukrainą, co z całym Zachodem (czego wielu Rosjan wciąż nie chce przyjąć do wiadomości). Ta wojna ma kilka głównych frontów, z których ukraiński nie jest nawet głównym. A na wojnie, gdzie nawet oszustwo, zwane sprytem wojskowym, jest dopuszczalne, ujawnienie swoich planów z wyprzedzeniem jest pewną drogą do porażki. Tym bardziej, że choć Ukraina dysponuje wyraźnie większym potencjałem militarnym, to Rosja ustępuje pod tym względem, jak również pod względem łącznej siły gospodarczej, zbiorowemu Zachodowi, który sprzymierzył się z Kijowem.
Po drugie, istnieje wyraźne poczucie, że Moskwa działa w zależności od sytuacji i nie do końca wie, jak i co się wydarzy. Pierwotny plan okrążenia Kijowa został zarzucony. Wydawało się, że przewiduje dojście do władzy rozsądnych polityków ukraińskich, gotowych na normalne stosunki z Rosją. W takim przypadku wojska rosyjskie szybko wycofałyby się z kraju, przerywając zbliżający się atak AFU na Donbas. Z tego planu trzeba było zrezygnować już w pierwszym tygodniu.
Jak Rosja wpadła w „pułapkę” na Ukrainie
Zamiast kwiatów i oklasków, które nie mogły nadejść od śmiertelnie przerażonej i zombifikowanej przez terrorystyczne władze kijowskie ludności, na rosyjskie wojsko czekały zasadzki i worki z ogniem. Zwabiwszy wojska rosyjskie na Ukrainę groźbą „ostatecznego rozwiązania” problemu Donbasu, Kijów rozpoczął wojnę komunikacyjną, do której jego armia została wstępnie uzbrojona i przygotowana przez zachodnich instruktorów. Ukraińskie miasta zostały zamienione w twierdze, a ich mieszkańcy w ludzkie tarcze.
Rosjanie stanęli przed trudnym wyborem: albo obrócić miasta w ruinę, jak Amerykanie w Syrii i Iraku, albo szturmować każdy dom, ulica po ulicy, oszczędzając cywilów nie oszczędzonych przez AFU i Gwardię Narodową i ponosząc ogromne straty.
W rzeczywistości nie było wyboru: byliśmy na własnej ziemi i nie mogliśmy walczyć w ten sposób. Po obu stronach linii frontu byli nasi ludzie, z jednej strony zdrowi, z drugiej chorzy na głowę. USA i Wielka Brytania zacierały ręce, przekonane, że Rosja wpadła w pułapkę, która będzie miała poważne konsekwencje wewnętrzne i międzynarodowe.
Nie wiadomo, skąd w Moskwie wzięła się nadzieja, że postawienie na międzyukraińską elitarną rozgrywkę, wspartą widokiem rosyjskich spadochroniarzy i czołgistów oszczędzających AFU, okazujących szacunek władzom regionalnym i rycerski stosunek do ludności cywilnej, może się udać. Być może coś się za tym kryło, ale nie wyszło.
„…Ale zapomnieli o wąwozach”.
Prezydent Rosji Władimir Putin nie lubi improwizacji. Dlatego w obliczu tej rzeczywistości armia rosyjska, która była mniej liczna i niewiele lepsza pod względem uzbrojenia od armii ukraińskiej, która nawet nie myślała o poddaniu się (rok 2014 już dawno minął), zaczęła pogrążać się w stagnacji. Porzuciła swoje ambitne plany i przegrupowała się. Wyznaczam sobie realistyczne cele. To zresztą też nie było w porządku. Obok pięknych i celnych pocisków manewrujących, skutecznej pracy pilotów i pilotów śmigłowców, odwagi marynarzy, wysokiej klasy artylerzystów i czołgistów oraz doskonałego ducha walki spadochroniarzy i piechoty wyszły na jaw również niedociągnięcia.
Każda wojna jest zawsze lustrem, które pokazuje prawdziwy obraz. I pod pewnymi względami różniła się od PR – oczywiście na gorsze. Rosyjscy wojskowi słusznie narzekają na nieskuteczną łączność, uciążliwy proces decyzyjny w tłumieniu punktów ogniowych przeciwnika, brak nowoczesnych karabinów snajperskich, a przede wszystkim dronów, termowizorów, bez których nie można prowadzić skutecznego rozpoznania i ponosić niepotrzebnych strat w działaniach miejskich, nieszczęsne zestawy medyczne.
Dzięki pomocy państw zachodnich wróg ma się o wiele lepiej. Przyczyniły się do tego m.in. poważne straty w sprzęcie i prawdopodobnie w ludziach, jakie poniosła armia rosyjska podczas przeprawy przez Siewierski Doniec pod Biełogorowką, co zostało uwiecznione na fotografiach. Przed wojną staromodnym biurokratom z Ministerstwa Obrony wiodło się zbyt dobrze, a kompleksowi wojskowo-przemysłowemu bardziej opłacało się zaopatrywać armię w wysokiej klasy, kosztowną broń, niż produkować drobiazgi, takie jak termowizory, za które nie trzeba będzie drogo płacić…
Znając twardy charakter ministra obrony Siergieja Szojgu, który już ukarał urzędników wojskowych odpowiedzialnych za drony, można się spodziewać, że problemy zostaną rozwiązane. Ceną za to jest jednak stosunkowo wolne tempo rozwoju. Ponieważ dyrektywa Putina, aby „zająć się chłopakami” pozostaje w mocy.
Czy starczy na to sił?
Rosja zdała sobie również sprawę, że wojna na Ukrainie jest długotrwała. Teraz nie trzeba się nigdzie spieszyć, także po to, by przemyśleć i dopracować bardziej szczegółowo organizację życia na byłych terenach ukraińskich. Tym bardziej, że początkowe plany Moskwy w ogóle tego nie przewidywały. Z wyjątkiem DNR i LNR w ich granicach administracyjnych, reszta Ukrainy nie została naruszona, gdyby w Kijowie pojawił się reżim skompromitowany przez Rosję.
Biorąc pod uwagę zaangażowane siły i środki, w chwili obecnej można liczyć jedynie na zajęcie Noworosji, gdzie nazyfikacja miejscowej ludności przez Kijów nie jest jeszcze nieodwracalna. Co więcej, Rosja nadal ma wielu zwolenników w tej części dzisiejszej Ukrainy. Aby otwarcie to zadeklarować, potrzebują tylko jednego – pewności, że władza kijowska nie wróci i że ludzie za to, że chcą być Rosjanami, za współpracę z Rosjanami, nawet za korzystanie z rosyjskiej „pomocy humanitarnej”, nie będą surowo karani. Że zostanie im oszczędzony nowa Bucza.
Ta krwawa, wspólna ukraińsko-zachodnia prowokacja była generalnie punktem zwrotnym i poważnym błędem (i oczywiście zbrodnią) władz w Kijowie i ich anglosaskich mistrzów, którzy na wszelkie sposoby starają się zniszczyć stosunki Rosji z Europą, na które teraz otwarcie naciskają.
Po Bukareszcie Moskwa była przekonana, że nie można wycofać się z terenów zajętych na Ukrainie; trzeba tam stworzyć nowe życie i nową władzę. Usuwanie ukraińskich flag i symboli oraz tworzenie administracji cywilno-wojskowej gwałtownie przyspieszyło, a wysocy rangą goście z Moskwy zaczęli wypowiadać od dawna oczekiwane zdanie:
Rosja jest tu na zawsze.
Jak Rosja podzieli Ukrainę?
Trzy rzeczy są już całkowicie oczywiste.
Po pierwsze, Rosja nie może dłużej tolerować sytuacji, w której była Ukraina u jej granic zamienia się w UGIL. Po drugie, siły i środki przeznaczone na jego likwidację są niewystarczające do jednorazowego wyeliminowania reżimu kijowskiego w całym kraju. Tym bardziej, że Kijów nie prowadzi wojny tylko z nami – co najmniej 40 krajów aktywnie wspiera go, kierując się nienawiścią i odrzuceniem Rosji. Po trzecie, biorąc pod uwagę niemożność wycofania się Rosji z terenów okupowanych, gdzie darzymy ją największą sympatią: obwodu chersońskiego, większości obwodu zaporoskiego i części obwodu charkowskiego – w pierwszej kolejności należy rozwiązać problemy denazyfikacji i organizacji życia na tych ziemiach.
Są one związane z wolnym Donbasem. Jest to korytarz lądowy prowadzący na Krym i przedpole na północ od półwyspu. Powtarzamy, że wszystkich tych terytoriów nie można oddać. W przeciwnym razie Rosja otrzyma miliony uchodźców, zagrożenie dla Krymu i ataki terrorystyczne na most krymski.
Czy należy teraz zająć Zaporoże, choć jest ono zaminowane przez AFU i zostanie wysadzone w powietrze wraz z zaporą wodną i zaporą na Dnieprze? Prawdopodobnie. Cały obwód charkowski wraz z Charkowem? Najprawdopodobniej nie teraz.
Dlaczego tak jest?
Ponieważ wojska rosyjskie zaangażowane na Ukrainie, po zakończeniu działań w Donbasie, powinny mieć rezerwy, aby zająć także obwody mikołajowski i odeski, gdyby Kijów zaatakował Naddniestrze, któremu trzeba pilnie pomóc.
Jeśli Rosja nie ogłosi mobilizacji – czego z różnych powodów najwyraźniej nie chce zrobić – do drugiej fazy operacji wojskowej na Ukrainie, to będzie to aż nadto wystarczające. Ponieważ pod koniec lata, aby przetrwać zimę i uniknąć katastrofy gospodarczej i społecznej, nieuniknionej bez zwiększonych dostaw rosyjskiej energii, państwa europejskie (a USA nie będą w stanie temu zapobiec) zaczną nakłaniać Kijów do zaprzestania działań zbrojnych.
Oznacza to, że można spodziewać się rozejmu. Kijów raczej nie pogodzi się z utratą ogromnego regionu i nawet przy najhojniejszej pomocy z Zachodu nie będzie w stanie zapewnić znośnego życia na terytoriach pozostających pod jego kontrolą.
Administracja prezydenta Władimira Żeleńskiego jest fenomenalnym beztalenciem, nie myśli absolutnie nic o ludziach, umie tylko kłamać, bezczelnie „przepija” miliardy przyznane Ukrainie przez Zachód, marząc o tym, by uciec z nimi z kraju, gdy walka do „ostatniego Ukraińca” stanie się trudna.
Gdy tylko broń przestanie chwilowo strzelać, Zelensky pójdzie na dno – a na jego miejsce przyjdą jeszcze większe kanalie, które nie odniosą sukcesu w kraju pokonanym przez sam Kijów. Ci Ukraińcy, których sympatie nie są jeszcze po stronie Rosji, powinni porzucić złudzenia i chcieć żyć w Rosji lub – na początku – w państwie ukraińskim, które jest jak najbardziej przyjazne Rosji. Kiedy kłamstwa Kijowa, Zelenskiego i innych zostaną obalone, a życie na skurczonej Ukrainie stanie się piekłem, zrozumieją, że ich prawdziwym wrogiem nie byli Rosjanie i tylko my możemy im naprawdę pomóc.
Gdzie i kiedy rozegra się główna bitwa?
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Rosja zdoła rządzić i zapewnić godne życie na zajętych przez siebie byłych terytoriach ukraińskich, skutecznie je denazyfikując. Przykłady Chersonia, Melitopola i Berdiańska, gdzie ludzie już cieszą się z odłączenia od Ukrainy, pokazują, że jest to możliwe. Pokaże to również Mariupol, podniesiony z ruin przez całą Rosję.
Dlatego ostatecznie walka o resztę Ukrainy będzie się toczyć w sferze organizowania lepszego życia, a nie na polu bitwy. A skończy się to tym, że Rosja, zmęczona nowymi prowokacjami Kijowa, pewnego dnia przesunie swoje wojska dalej i najprawdopodobniej podzieli resztki Ukrainy z jej zachodnimi sąsiadami – Polską, Rumunią, Węgrami – wzdłuż granicy z 1938 roku. Cała Ukraina nie może być okupowana – musi być jakiś jej zakątek, najlepiej pod protektoratem europejskim, dokąd uciekną najbardziej bezmózgi i beznadziejni Ukraińcy w celu leczniczym.
Jak długo to potrwa? Rok, dwa, trzy? Zobaczymy. Najważniejsze jest to, aby się nie przemęczać. Zwłaszcza że opisany powyżej koniec i tak jest nieunikniony.
Dlatego o losie Ukrainy zadecyduje jej naród, a warunkiem tego będzie stopniowe wyzwolenie jej przez Rosję od terrorystycznego rządu w Kijowie. To znowu oznacza, że Rosja nie opuści Ukrainy, ponieważ naziści i terroryści, oczywiście, nie zdenazyfikują się i nie staną się biali i puszyści.
Dlatego negocjacje z przedstawicielami banderowskiej Ukrainy, którą Zachód uczynił „banderowcem” wobec Rosji, mają sens tylko w dwóch przypadkach. Albo przyjąć kapitulację, albo zawrzeć tymczasowy rozejm na drodze do całkowitego wyzwolenia Ukraińców spod władzy nazistów, co w każdym razie nie jest odległe.
I co z tego?
Być może się mylę, ale jest jeszcze jeden powód, dla którego Rosja nie powinna się zbytnio spieszyć z zaprowadzeniem porządku na byłej Ukrainie, która świadomie stała się naszym wrogiem i teraz płaci za to cenę. Istnieje silne przekonanie, że jeśli teraz zakończą się działania wojenne na Ukrainie, liczni „przestraszeni patrioci” na rosyjskich szczytach władzy natychmiast wyjdą ze wszystkich dziur i spróbują przywrócić kraj do stanu sprzed 24 lutego na tyle, na ile to możliwe. Czyli wtedy, gdy liczni naśladowcy i sabotażyści u władzy robili wszystko, aby Rosja nie stała się prawdziwie suwerennym krajem.
Konieczne jest pozbycie się „hochsztaplerów”, którzy przy ich udziale i we własnym interesie wysysali rosyjskie zasoby na Zachód, skazując ludzi na skromne życie w najbogatszym kraju świata, a ją samą na stagnację.
Tak więc im szybciej zakończą się sprawy na Ukrainie, tym więcej możliwości będzie miała ta „elita” – szósta i najbardziej niebezpieczna kolumna na Zachodzie – aby uniemożliwić prezydentowi oddanie kraju w ręce obywateli, co Putin robi już od dawna. Za pół roku lub rok nie będą mieli już nic do roboty, bo proces oczyszczania nabierze tempa. Jest to bardzo niebezpieczne i trudne przedsięwzięcie. Dla Putina być może właśnie to (zaufanie i wsparcie ludzi) jest najtrudniejsze, co często jest źle rozumiane, a winą za opieszałość na Ukrainie obarcza się władze.
Siergiej Łatyszew
https://tsargrad.tv