Kościół Kowidiański to nie metafora
Mała, nadmorska miejscowość w Polsce. Niedziela. Kościół. Już na wejściu widzimy tabliczkę nakazującą założenie maseczki i dezynfekcję rąk. Na ekranie wyświetlony komunikat „prosimy aby ze względu na miłość bliźniego Komunię Św. przyjmować w formie najbezpieczniejszej – na dłonie” już zapowiada co będzie dalej. Jako nie noszący maseczek jesteśmy stanowczo poproszeni o ich założenie przez jakiegoś dziarskiego jegomościa (kościelny?), a wobec odmowy skierowani na trawkę przed kościołem. Tam gromadzą się podobni nam „odmieńcy”, wierni drugiej kategorii. Msza to typowy NOM, nie będę się tu rozpisywał. Kazanie balansuje na granicy herezji, ale mniejsza z tym. Ponieważ jest przydługie zaglądam dyskretnie przez okno do wnętrza kościoła – faktycznie, wszyscy wierni w środku w maseczkach. W maseczkach są również ministranci. Tylko ksiądz nie – chwilowo, bo do rozdawania Komunii ją założy. Przedtem jednak komunikat, że osoby przyjmujące do ust mają się ustawić koło ołtarza i dostaną w drugiej kolejności (są to wierni drugiej kategorii). Oczywiście, komunię rozdają dwaj zamaskowani księża. Wiernych, którzy nie chcą do rąk jest kilkoro – ustawiają się w kolejkę i czekają cierpliwie na swoją kolej… By w pełni pojąć absurd tego, co tu się rozgrywa trzeba sobie uzmysłowić, że poza tym miejscem w tej miejscowości nigdzie nie widuje się ludzi w maseczkach i nikt nie wygłupia się z dezynfekcjami, dystansami i tak dalej. Ludzie tłoczą się koło siebie w restauracjach, sklepach, w salonach gier, na plaży, na ulicy – wszędzie bez żadnych obaw przed zakażeniem. Zachowują się po prostu normalnie. Kościół to jedyna placówka, jedyna „oaza” gdzie obowiązują „obostrzenia”, gdzie nosi się maseczki i dokonuje rytualnej ablucji rąk płynem do dezynfekcji. Kościół to jedyne miejsce gdzie trwa mocna wiara w straszliwego wirusa i okropną pandemię. To prawdziwie kowidiański kościół, nie katolicki już, Chrystus jest tu na drugim miejscu, jego Ciało podaję się do łapy bo tak jest „bezpieczniej”, bo „miłość bliźniego” silniejsza jest od miłości do Boga, bo wirus ważniejszy jest niż On. Myślę, że tak może być w wielu polskich miejscowościach, nie tylko tych nadmorskich. W tej sytuacji punkty szczepień na parafiach przestają oburzać, bo okazują się logicznym uzupełnieniem demonstrowanej w nich już kowidiańskiej wiary. Nie tylko hierarchowie zdają tak oto egzamin z gotowości do wprowadzenia nowej, globalistycznej religii – zdają go też celująco zwykli proboszczowie i wikarzy, bardziej dbający by ich wierni byli zdezynfekowani i wyszczepieni niż zbawieni. źródło: https://zorard.wordpress.com/2021/08/22/kosciol-kowidianski-to-nie-metafora/ —Wojna na Ukrainie – III Wojna czy Symulacja?
zorard 1 Maj, 2022 Nie pisałem o wojnie na Ukrainie, choć trwa już trzeci miesiąc. Parę razy się przymierzałem, ale odpuszczałem. Bo w sumie problem jest taki, że jako cywil po prostu mało co wiem. W szczególności nie jestem w stanie wiedzieć co naprawdę dzieje się na Ukrainie, gdzie są jakie jednostki wojskowe, kto popełnia jakie zbrodnie i tak dalej. W szczególności zaś do czasu zwycięstwa Rosji lub zawarcia pokoju z Ukrainą – co jest równoznaczne z klęską Rosji – nie będzie jasne kto wygrywa. Oczywiście, istnieje też opcja rozwinięcia się konfliktu na pełnoskalową wojnę w Europie.Analogie historyczne
Taka sytuacja – że cywile nic nie wiedzą – nie jest niczym nowym. W czasie II wojny światowej media stron walczących też pełne były propagandowych kłamstw a cywile tak naprawdę wiedzieli tylko to, co sami widzieli. Co więcej, jako cywile często nawet jak już coś widzieli to nie wiedzieli co dokładnie widzą, bo nie mieli przygotowania do np. rozpoznawania sylwetek samolotów. Świetny przykład tego to kampania na Zachodzie Europy w roku 1940. Przed rozpoczęciem ataku Niemiec – podczas „dziwnej wojny” – media alianckie podawały, że Niemcy są za słabe by zaatakować. Zmieniło się to dopiero po zajęciu przez Niemcy Norwegii. Oczywiście, w mediach alianckich przedstawiano to jako całkowicie nieuzasadnioną okupację biednego neutralnego kraju – nie poinformowano publiczności francuskiej czy brytyjskiej, że Wielka Brytania sama planowała zająć Norwegię (chodziło o zabezpieczenie drogi dostaw cennych rud i wyrobów metalowych – przede wszystkim łożysk tocznych – ze Szwecji) i Niemcy wyprzedzili tą operację. Kiedy zaś 10 maja 1940 zaczeło się niemieckie natarcie prasa brytyjska i francuska podawała pokrzepiające wiadomości o powstrzymywaniu wojsk niemieckich, które miały ponosić „ciężkie straty”. To samo było podawane przez BBC i rozgłośnie francuskie (wtedy w większości prywatne). Jeszcze 28 maja francuskie media budowały nadzieje obywateli na „planie generała Weyganda” i kontynuowały to aż do 4 czerwca. Dziesięć dni później Wehrmacht wkroczył do Paryża a Francja prosiła Niemcy o pokój. Dopiero po latach historycy ustalili, że stosunek strat w tej kampanni wynosił 1:5 na korzyść Niemców, a więc za jednego zabitego niemieckiego żołnierza alianci tracili pięciu. Okazuje się więc, że również owe „ciężkie straty” Niemców były propagandowym kłamstwem, ale oczywiście współcześni cywile nie byli tego świadomi. Jeśli ktoś zna angielski i/lub francuski polecam zapoznać się z materiałami źrodłowymi – ówczesna prasa się zachowała, jest też całkiem dużo zachowanych nagrań audycji radiowych. Podsumowanie czego uczy nas historia:- na wojnie media kłamią, ich głównym zadaniem jest zagrzewanie ludzi do walki, a nie informowanie o prawdziwej sytuacji,
- będąc cywilem nie mającym dostępu do tajnych informacji i danych wywiadu nie ma się szans na bieżące ustalenie rzeczywistego obrazu sytuacji,
- z czasem prawda wychodzi bo dużych rzeczy, dużych klęsk czy zwycięstw a także dużych trendów nie da się ukryć czy przykryć propagandą, a w każdym razie nie na dłuższą metę.
Dziwna wojna
Tymczasem ona się nie rozjaśnia, a przeciwnie, zaciemnia. Wojna na Ukrainie to bardzo dziwna wojna (dużo dziwniejsza niż „dziwna wojna” na Zachodzie między wrześniem 1939 a majem 1940). Zwróćmy uwagę na kilka ciekawych faktów: 1. Na większości terytorium Ukrainy nie ma żadnych działań wojennych, czego najlepszym przykładem jest publikowana przez koleje ukraińskie mapka pokazująca które stacje kolejowe działają normalnie (czyli rozkładowo jeżdżą tam pociągi), a które są wyłączone z użytkowania lub występują tam problemy w związku z wojną – co ciekawe mapka ta nie ulega istotnym zmianom od dwóch miesięcy.

Wojna wojną, ale deweloperzy nie przestają budować. Jak informuje ukraiński serwis espreso.tv, po początkowym zastoju budowlanka wróciła do pracy, a niektóre firmy zdołały sprzedać mieszkania. I to wcale nie w zachodniej części kraju, tylko w Odessie, która broni się przed atakiem ze strony Rosji.(Cały tekst w Business Insider) To kompletnie nie pasuje do obrazu wojny, prawda? Przesiedleńcy, którzy cudem uciekłszy spod rosyjskich bomb i ostrzału do Polski wracający na święta pod owe bomby i ostrzał. A może nawet kupić sobie nowe mieszkanie np. w Odessie, skąd niedawno pokazywano nam napełnianie worków z piaskiem i przygotowania do obrony. Dziwna sprawa. 2. Wycieczki do Żeleńskiego Wyprawa Kaczyńskiego i kolegów do Żeleńskiego zapoczątkowała pewną modę czy trend wśród zachodnich polityków – jeżdżą oni już regularnie do Kijowa na spotkania z Żeleńskim, które są w istocie dla tych polityków okazją, żeby sobie zrobić zdjęcia na użytek swojej publiczności. Znaczące jest, że poza pierwszą „wycieczką” oraz wizytą Johnsona o pozostałych w zasadzie mało kto wie poza publicznością kraju, z którego przyjechał dany gość na sesję zdjęciową do Kijowa. Oto lista takich wizyt z ostatniego czasu:
- 15 marca – Kaczyński, Morawiecki, Jansa (premier Słowenii), Fiala (premier Czech)
- 24 marca – marszałkowie (speakers) parlamentów Litwy (Čmilytė-Nielsen), Łotwy (Mūrniece) i Estonii (Ratas)
- 2 kwietnia – Metsola (parlament EU)
- 8 kwietnia – Heger (premier Słowacji), von der Leyen, Borrell – komisja EU (odwiedzili też miejsce ukraińskiej zbrodni w Buczy),
- 9 kwietnia – Johnson (premier UK), Nehammer (kanclerz Austrii)
- 13 kwietnia – Duda, Karis (prezydent Estonii), Nauseda (prezydent Litvy), Levits (prezydent Łotwy) – odwiedzili też opuszczone przez wojska rosyjskie miejscowości pod Kijowem
- 14 kwietnia – Amerykańscy parlamentarzyści – senator Daines (R-Mont.) and reprezentantka Spartz (R-Ind.)
- 20 kwietnia – Charles Michel European Council president
- 21 kwietnia – Frederiksen (premier Danii), Sanchez (premier Hiszpanii)
- 24 kwietnia – amerykańscy sekretarze obrony (Austin) i spraw zagranicznych (Blinken) – jak dotąd najważniejsi oficjele,
- 28 kwietnia – Petkov, premier Bułgarii.








- brak masowych ofiar, zarówno wśród żołnierzy jak i ludności cywilnej, podawane w celach propagandowych opowieści o „tysiącach ofiar” nie odpowiadają liczbom podawanym oficjalnie – i to przez obie strony,
- brak masowych bitew – za wyjątkiem Mariupola – w mediach pokazywane są pojedyncze czołgi czy pojazdy zniszczonew walkach, ale nic co by chociaż trochę zbliżało się do znanych nam walk pancernych z II wojny czy choćby wojny w Zatoce Perskiej,
- poza Mariupolem i kilkoma mostami brak masowych zniszczeń infrastruktury.

- likwidację wszystkich bojówek nacjonalistycznych, zwłaszcza kultywujących tradycje UPA i SS Galizien (dygresja: prawdziwe SS samo by zlikwidowało te bataliony traktując ich jako degeneratów – nikt w SS nie tatuował sobie swastyk na głowie),
- likwidację pomników Bandery i innych ukraińskich „bohaterów narodowych” czyli po prostu zbrodniarzy, zmianę nazw ulic itp.,
- zakaz używania symboli UPA (czerwono-czarna flaga, tryzub itp.), SS Galizien itp.,
- zmianę programów nauczania i przemiał obecnie stosowanych podręczników historii, literatury itp.,
- przywrócenie równouprawnienia różnych języków w miejsce obecnego specjalnego statusu ukraińskiego,
- wyłapanie i osądzenie tych, którzy byli odpowiedzialni za powstanie tego kultu – tu czasem rosyjscy komentatorzy próbując objaśniać na czym miałaby polegać „denazyfikacja” przywoływali przykład Niemiec po II wojnie, gdzie stosowano kary i ograniczenia proporcjonalne do skali zaangażowania w nazizm – a więc liderzy na szubienicę, ale szef lokalnej komórki NSDAP czy Hitler Jugend niekoniecznie, być może jak był gorliwy to jakiś zakaz pracy w strukturach państwa.
Dygersja: demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy – gdyby udało się ją Rosji przeprowadzić – jest w interesie Polski i narodu Polskiego. Istnienie pod naszym bokiem państwa dużo ludniejszego, o dużej i dobrze uzbrojonej armii, jednocześnie wrogiego Polsce i zbudowanego na tradycjach UPA, organizacji po prostu polakożerczej i zapisanej w historii ludobójstwem wobec Polaków to dla Polski zagrożenie. Przyjaźnienie się z taką Ukrainą, dofinansowywanie jej, dostarczanie jej broni itp. to wyraz albo głupoty albo serwilizmu naszych władz wobec ich amerykańskich panów. Polska powinna w tym konflikcie zająć stanowisko takie jak Węgry – a może nawet rozważyć zmianę sojuszy.
Co tu jest grane?
Wróćmy jednak do meritum, czyli dziwnej wojny na Ukrainie. Jakie są możliwe wyjaśnienia tych wszystkich dziwnych zdarzeń i aspektów, które wymieniłem? Rysują się tu trzy możliwe teorie: 1. Rosja jest faktycznie słaba a jej wojsko źle wyszkolone i wyposażone, Putin nie był tego świadom, bo do niego szły tylko pozytywne raporty, w efekcie przeliczył się bo dzielnie broniący się Ukraińcy wspierani przez Zachód świetnie sobie z rosyjską armią radzą i mają szansę wygrać tą wojnę (czyli – w skrócie – narracja mediów głównego nurtu jest prawdziwa). Tę opcję należy od razu odrzucić po pierwsze z samego faktu, że tak nadają główne media. Jakim cudem media, które bezczelnie lecz w pełnej synchronizacji kłamały przez ostatnie dwa lata tworząc atmosferę „Okropnej Pandemii” miałyby nagle z dnia na dzień odzyskać rzetelność i prawdomówność? Zwłaszcza, że znów gadają chórem i bezkrytycznie powtarzają wszystko co powie ukraińskie cokolwiek (sztab wojskowy, wywiad, media) jako świętą prawdę, na co mogą się nabierać tylko wyjątkowo ograniczeni intelektualnie ludzie (czyli – w praktyce – szerokie masy społeczeństwa; trudno mi to zaakceptować, ale są ludzie tak głupi, że do dziś wierzą w „Ducha z Kijowa” i bohaterów z Wyspy Węży). Po drugie, Rosja przygotowywała się do tej operacji od kilku lat – co najmniej od roku 2014, aczkolwiek za postawienie wojska „na nogi” Putin zabrał się jak tylko doszedł do władzy w 2000 roku. Samą operację poprzedziło wiele ćwiczeń i manewrów, w tym niespodziewanych, służących sprawdzaniu rzeczywistego stanu armii. Można sądzić, że Putin jako były funkcjonariusz służb zdaje sobie sprawę z ryzyka jakie ma każdy władca, że będzie dostawał tylko pozytywne informacje. Co za tym idzie powinien był wypracować mechanizm, który by temu zapobiegał. Podstawą takiego mechanizmu może być służba, z której się wywodzi, czyli FSB, tym bardziej, że jako służba „cywilna” tradycyjnie od czasów sowieckich stoi w pewnej opozycji do armii w wewnętrznym balansie sił państwa rosyjskiego. Innymi słowy, dla kierownictwa FSB informowanie o niedostatkach i wpadkach armii to nie tylko element ich obowiązku, ale także okazja do zyskiwania politycznych punktów. Tak więc moim zdaniem przekonanie, że Putin i ścisłe kierownictwo Rosji, które on reprezentuje mogłoby w ogóle nie wiedzieć o fatalnym stanie armii żyjąc w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości trudno przyjąć. Co więcej, w Syrii Armia Rosyjska poradziła sobie świetnie, mimo trudnej sytuacji (ograniczenia w działaniu wynikające z obecności na miejscu sił USA i Turcji oraz interesów Izraela, odległość od kraju – logistyka) ratując de facto państwowość Syryjską i w ten sposób zapobiegając dalszej destabilizacji Bliskiego Wschodu, którą rozkręcało USA przy pomocy tak zwanego „państwa islamskiego” ISIS. Trudno uwierzyć, że działając w dużo lepszych warunkach, bez problemów logistycznych jakie stwarza Syria, na dobrze znanym terenie nagle stali się nieporadni i źle wyszkoleni. Nawet na moment założywszy, że kierownictwo było oszukiwane i zamiast obiecanego „blitzkrieg” dostali „kichę” – no to powinni się zorientować już po dwóch tygodniach, wymienić kierownictwo armii i zasadniczo zmienić sposób działania „w polu”. To jednak nie nastąpiło. Mały szczegół: Rosjanie pokazali też, że dysponują dużo większymi zapasami rakiet różnych rodzajów niż się spodziewano. Pentagon początkowo oceniał, że Rosji zapasy skończą sie po dwóch tygodniach działań tymczasem jakoś do dziś nie widać by się im kończyły. Pentagon więc twierdzi teraz, że wystrzelili już 1/3 tego co mieli. Oczywiście nie wiemy czy Pentagon w oficjalnych komunikatach rzeczywiście dzieli się swoim prawdziwym rozeznaniem sytuacji (wątpliwe). Nie wiemy również jakie Rosja ma tempo produkcji tych rakiet, a więc w jakim tempie jest w stanie uzupełniać to, co wystrzeli. W każdym razie moim zdaniem tą opcję możemy skreślić. Zostają dwie dalsze możliwości: 2. Rosja szykuje się do większej wojny. W związku z tym celowo marudnie działa na Ukrainie, nie kieruje tam zbyt dużo wojska, celowo nie używa swojego najlepszego sprzętu i tak dalej. Celowo też zostawia taką „zapraszającą” trasę dostaw z Polski i wytwarza aurę „nieporadności”. W efekcie Zachód zmarnuje dużo sprzętu, który trafiając na Ukrainę może być niszczony przez siły rosyjskie – a także rozkradany i sprzedawany „na czarno” przez Ukraińców. Rosja zaś zachowa większość swojej armii nienaruszoną „na później”. Władze amerykańskie przyznały, że nie wiedzą co się z tymi wszystkimi rzeczami tak naprawdę dzieje bo przekroczeniu granicy. Pojawiły się też pierwsze komunikaty w mediach zachodnich na temat tego, że magazyny Zachodu a zwłaszcza USA nie są niewyczerpane. Pentagon zwołał pilne posiedzenie przedstawicieli firm produkujących uzbrojenie w temacie zwiększenia produkcji, ale USA 2022 to nie USA 1941 czy nawet 1985. Większość przemysłu znikła, gospodarka opiera się na „usługach” i szamaństwie finansowym. Nie da się zrobić tego co USA – masowo „wyoutsourceować” produkcji do tanich krajów Azji (gł. Chin) przy tym zachowując ją jedynie w wąskich, kluczowych dla obronności sektorach. Po pierwsze powoduje to, że nie ma zakładów, które by można przestawić na produkcję wojenną (rzecz, która w latach 1941-45 działa się masowo). Po drugie nie ma kadr pracowników wytwórczych (robotników przemysłowych), które mogłyby tą produkcję podjąć w już istniejących zakładach zwiększając ich możliwości. Po trzecie, nawet super-tajne i super-nowoczesne bronie buduje się z komponentów, w tym także takich całkiem „zwykłych” jak stal, drut itp. ale także elementy elektroniczne (a wciąż urządzenia elektroniczne to nie tylko same wysoko zaawansowane chipy jak procesory, ale także elementy takie jak oporniki, kondensatory, diody i tak dalej). Jeżeli nie mamy bazy przemysłowej wytwarzającej to wszystko, to jest słabo zwłaszcza kiedy jakieś dziwne cuda powodują „problemy z zaopatrzeniem”. Bazę wytwórczą to mają teraz tak naprawdę Chiny, a nie USA. To Chiny byłyby w stanie bez problemu „podkręcić” produkcję uzbrojenia i amunicji – dla USA może to być trudniejsze. Wracając do Rosji – jeśli rosyjscy decydenci o tym wiedzą „wykrwawienie” Zachodu z zasobów, które utoną na Ukrainie może mieć większy sens niż odcięcie ich dopływu, bo wtedy pozostałyby one w krajach NATO, z których pochodzą wzmacniając je. Momentem, w którym Rosja zdecyduje się na uderzenie odcinające dostawy może być dopiero moment kiedy zachęcone pozorną słabością Rosji NATO zdecyduje się posłać na Ukrainę swoje jednostki wojskowe. Wiele wskazuje, że mogą to być jednostki polskie działające w sposób, który pozwoli NATO uchylić sie od pełnoskalowego ataku na Rosję gdyby Rosja postanowiła owe polskie jednostki zniszczyć. Na scenariusz „większej wojny” wskazują także:- skala przygotowań wojennych na Zachodzie, w tym także w samej Polsce,
- wciąganie do NATO Finlandii i Szwecji (dodajmy, że na poziomie operacyjnym, wojskowym to się już dzieje w praktyce np. szwedzkie samoloty zwiadu elektronicznego, które na początku konfliktu latały nad wodami międzynarodowymi nad Bałtykiem stamtąd starając się zebrać jak najwięcej informacji obecnie latają nad Polską i Rumunią),
- przerzut wojsk z Zachodu do Polski, w tym także wojsk USA,
- jasne komunikaty rosyjskich mediów zarówno głównego nurtu jak i niezależnych analityków – wszyscy mówią, żeby szykować się na długą wojnę. Trudno przyjąć, że idzie o wojnę na Ukrainie bo ciężko sobie wyobrazić, że ona mogłaby trwać dłużej niż jeszcze kilka miesięcy gdyby Rosja się do niej „przyłożyła”. Musi więc chodzić o jakaś inną wojnę, może III światową?
- już na umownego „Putina” zrzucono odpowiedzialność za rosnącą inflację, co dotyka nie tylko Polski ale także USA i strefy Euro oraz właściwie wszystkich powiązanych z nimi pomniejszych walut, mimo kłamliwych statystyk i ukrywania danych o podaży pieniądze szydło wyłazi z worka bo obywatele widzą rosnące ceny – no to mamy wyjaśnienie, to przez Putina,
- podobnież winą „Putina” i Straszliwej Wojny na Ukrainie są zaburzenia w logistyce skutkujące brakami różnych towarów od półprzewodników poprzez samochody po olej rzepakowy, chociaż nikt tak naprawdę nie zbadał jakie są rzeczywiste przyczyny tych braków (na ile np. sankcje nałożone na Rosję mają podobny skutek do lockdown-ów i innych „auto-sankcji” nakładany na siebie same przez kraje podczas Globalnej Strasznej Pandemii czyli ściemy pt. Covid-19),
- już zapowiadane na jesień braki żywności to także wina „Putina”,
- no i to przez „Putina” musimy czym prędzej przestać korzystać z węgla, ropy i gazu ziemnego przechodząc na „zieloną energię” a przede wszystkim… mniej zużywając, a więc mając niedogrzane domy, szkoły i urzędy, nie korzystając z klimatyzacji, z samochodów – a jesli już to tylko jadąc bardzo wolno, choć najlepiej w ogóle nigdzie nie jeździć i wszystko załatwiać „zdalnie”. Stosowne wytyczne International Energy Agency – przygotowane we współpracy z UE – są tu wystarczająco czytelne.
Dwa ważne punkty
zorard 20 listopada, 2021 Demokracja to fasada, za którą skrywa się totalitarna władza. Kiedyś było to ukryte, ale wystarczyło zadać sobie pytanie: kiedy właściwie władza reprezentowała mnie, kiedy faktycznie miała na uwadze moje interesy, mój los, moje dobro? Odpowiedź jest prosta: nigdy. Zawsze wyborcze obietnice były albo bezczelnym fałszem albo przekupstwem, całość zaś cyrkiem dzięki któremu tak zwana elita (słowo to powinno być w cudzysłowiu) mogła spokojnie żreć efekty pracy ludzi. Teraz jest to widoczne jak na dłoni. Wystarczy spojrzeć na to co dzieje się na świecie, zwłaszcza w takich świetlanych przykładach demokratycznych krajów jak Australia, Kanada, Francja (kolebka nowożytnej demokracji) czy Austria gdzie bierze się niewolników (dla śmiechu nazwanych obywatelami) za pysk do poziomu przymusowego wstrzykiwania tak zwanej „szczepionki” a tak naprawdę zastrzyku powolnej śmierci. Trzeba być naprawdę bardzo głupim, żeby wierzyć w „ideały demokratyczne”. Nie potrzebujemy żadnej „demokracji”. Potrzebujemy dobrego władcy z Bożej łaski. W końcu Bóg jest Panem a Chrystus królem – a nie prezydentem czy przewodniczącym rady anielskiej. Czas to sobie uświadomić. Wolności nigdy nie zdobyto ani nie utrzymano poprzez pokojowe manifestacje, protesty czy kierowane do tyranów petycje. Wolność zawsze była zdobyta w walce, a więc z użyciem przemocy do zabijania wrogów włącznie z użyciem broni białej i palnej. Wszystkie te „pokojowe protesty” i manifestacje są dowodem głupoty, zaczadzenia złudzeniem demokracji, naiwnej wiary, że marionetki sprawujące zewnętrzne znamiona władzy (premierzy, ministrowie itp.) oraz ich panowie to tak naprawdę porządni ludzie, którzy chcą naszego dobra i wystarczy im przypomnieć o tym pokojowym protestem czy petycją a nabiorą rozsądku i przestaną nas tłamsić. Zastrzyk śmierci sprzedawany jako „szczepionka” powinien odzierać z tych złudzeń – w końcu nie chce dobrze dla ciebie ktoś, kto planuję cię zabić („zdepopulować”). I raczej nie pracuje on dla ciebie, biedny „wyborco”, ale dla swojego pana, przełożonego z loży czy jakie tam łączą ich stosunki z wierchuszką globalnej żydowskiej banksterki. To też czas sobie uświadomić. W ogóle bez zrozumienia tych punktów nie można mówić o rozumieniu rzeczywistości, a co za tym idzie o adekwatnym poruszaniu się w niej. Twój wybór teraz jest taki – albo stanąć do walki albo postarać się przeżyć wraz z rodziną. Przy czym na dziś sytuacja wygląda tak, że póki nie zbuntują się regularne oddziały profesjonalnego wojska walka nie ma sensu – przewaga tychże oddziałów nad „pospolitym ruszeniem” jest zbyt duża, chyba największa w historii. Pozostaje druga opcja – nie dać się zabić i poczekać. Ten totalitaryzm też się wysypie z czasem, jak wszystko co bezbożne, a więc sprzeczne z wewnętrznym porządkiem świata, nadanym mu przez jego Stwórcę. źródło: https://zorard.wordpress.com/2021/11/20/dwa-wazne-punkty/ —Dlaczego ludzie się nigdy nie obudzą?
zorard 21 marca, 2021 W Internecie pełno jest wypowiedzi klasy „czy ludzie się w końcu obudzą” albo „kiedy naród się obudzi” czy nawet „jak ludzie się obudzą te dranie poniosą odpowiedzialność”. Niestety, nic takiego się nie wydarzy.Zaczadzenie demokracją
Powyższe teksty są wynikiem ogólnego zaczadzenia tak zwaną „demokracją”. Tymczasem demokracja jest oszustwem urągającym rozsądkowi w samym swoim założeniu. Oszustwo, jakim jest demokracja, jest tym bardziej podstępne i wredne, że na małą skalę – małej grupy, wioski nawet – to jest mechanizm, który czasem jest całkiem dobrym pomysłem jak rozwiązać pewne różnice zdań. W skali państwa jednak zawsze jest on oszustwem, zasłonką zza której rządzą „mafie, służby i loże” (by zacytować chodzącego klasyka jakim jest Grzegorz Braun). Oszustwo demokracji oparte jest na micie rewolucji jako spontanicznego zrywu „zwykłych ludzi”. Tymczasem każda rewolucja odbywała się wtedy, kiedy jakaś część elity, rządzącej wierchuszki użyła ulicy by zmienić zasady gry (najczęściej na granicy systemów politycznych, w ten sposób gwarantując sobie lepsze punkty startowe w nowej rzeczywistości). Albo wtedy, kiedy rewolucję zorganizowali i wsparli zewnętrzni wrogowie danego państwa. Współeczne „kolorowe rewolucje” klasy „arabskiej wiosny” czy „operacji Majdan” to klasyczne przykłady rozegrania lokalnych pionków przez zewnętrzną siłę. Owszem, są przypadki kiedy rewolucja się wyrwała organizatorom spod kontroli całkowicie ale to było później, nie na jej początku – i przypadki te zostały ostatecznie zlikwidowane, zneutralizowane.Prawda
Prawda jest taka, że ludzie nawet „obudzeni” (czyli świadomi, że władza chce ich ograbić albo i zabić) potrzebują dwóch rzeczy: przywódcy i struktur. Oligarchowie (żydowcy bankierzy i ich sługusy) o tym wiedzą i od dawna bardzo mocno dbają o to, żeby ludzie nie mieli ani prawdziwych przywódców ani struktur, które nie byłyby pod ścisłą kontrolą (spenetrowane przez agentów itp.). Ludzie, którzy mają dane do tego by być przywódcami albo są neutralizowani poprzez kooptację – kaptowani, korumpowani, dołączani jako sługusy elitki – albo – jeśli to zawodzi – zastraszani i w ten sposób skłaniani do zajęcia się czymś innym (nb. biznesem), a w ostateczności (jeśli i to zawodzi) fizycznie eliminowani. Jeśli powstają jakieś struktury, które zaczynają być znaczącą siłą natychmiast nasyłani są agenci, którzy raportują co się w owych strukturach dzieje a jeśli dana struktura rośnie zbytnio w siłę agenci zaczynają działać tak by w ten czy inny sposób ją zneutralizować.Rozproszenie i kanalizowanie
W obecnej sytuacji dodatkowo pomaga władzy Internet. Ludzie nie mają relacji z sąsiadami (zresztą, w Polsce sąsiad to wróg najgorszy z założenia) za to mają relacje z osobami położonymi daleko poprzez Internet. To ma dla władzy wiele zalet. Po pierwsze relacje przez sieć, z wykorzystaniem popularnych mediów społecznościowych i nieszyfrowanej komunikacji np. mailowej łatwo jest analizować i kontrolować kto z kim się kontaktuje. Po drugie ludzie tak powiązani nie stanowią spójnej siły będąc daleko od siebie i realnie się nie znając. Po trzecie, odcięcie sieci likwiduje te powiązania praktycznie natychmiast. Zamknięcie ludzi w domach pod pozorem rzekomej pandemii dodatkowo nasila ten efekt. Ludzie się wkurzają na władzę, nawet podejrzewają, że coś jest knute przeciwko nim – ale co mają zrobić? Z kim mieliby się skrzynkąć i gdzie pójść? Nie mają wodza, nie mają struktury – nie mają nic. Mogą co najwyżej wyszumieć się na Fejsbuku (w ten sposób dostarczając jeszcze bardziej szczegółowego profilu swojej osoby). Ci zaś, którzy zdolni są do czegoś więcej są kanalizowani jakimś politpoprawnym syfem udającym ruch społeczny w rodzaju „strajku kobiet” czy w USA „black lives matter”. Przy okazji: jedynym wyjątkiem od tego co wyżej są kibole, bo kibole z założenia są na jakimś terenie (w Łodzi na przykład nie ma za wielu kibiców Legii i odwrotnie w Warszawie nie mieszkają zwolennicy Widzewa), z założenia spotykają się na stadionach i tak dalej. Do tego przemoc nie jest im obca – dlatego są tak profilaktycznie tępieni, żeby przypadkiem nie stali się zalążkiem jakiejś realnej siły przeciwnej rządowi. Dlatego jestem pewien, że wielu z przywódców grup kibolskich pobiera pensję od którejś z naszych ukochanych służb.Podsumowanie
Ludzie się nie obudzą, bo nie mają ani przywódców ani struktur. Jedna nadzieja w Bogu, Pan bowiem będąc Panem może „wygenerować” takie rzeczy zaskakująco szybko. Jeśli zechce. Módlmy się, żeby zechciał. źródło: https://zorard.wordpress.com/2021/03/21/dlaczego-ludzie-sie-nigdy-nie-obudza/ —Egzamin zaliczony!
zorard 14 sierpnia, 2021 Kościół nasz, niedyś Rzymsko-Katolicki, obecnie oferuje coraz mniej sakramenty za to coraz więcej różne inne rzeczy. Na przykład… szczepienia! Tak, tak, teraz punkty szczepień są na parafiach a biskupi zachęcają do korzystania z ich usług. Szczególną gorliwością wyróżnia się tu abp. Skworc z diecezji katowickiej. W liście odczytanym w kościołach tak zachęca wiernych:Mając na uwadze działania prozdrowotne, opinie medycznych autorytetów, a także dramatyczne świadectwa osób, które zmagały się w ostatnich miesiącach z koronawirusem, wspólnota naszego lokalnego Kościoła pozytywnie odpowiada na prośbę Wojewody Śląskiego i włącza się w akcję szczepień przeciw COVID-19. W ponad 40 parafiach naszej archidiecezji powstaną w niedzielę 15 sierpnia mobilne punkty szczepień. Skorzystajmy z tej okazji i przez przyjęcie szczepionki zadbajmy o własne zdrowie, a może nawet życie!Nie, na razie nie szczepią w samym budynku kościoła ale przyjeżdża „mobilny punkt szczepień” – taki kontener przed kościołem. A przecież nie on jeden, podobnie jest w innych diecezjach. Zresztą, biskupi kiedy zjeżdżają się na spotkanie Konferencji Episkopatu są jak jeden mąż w maseczkach. I oczywiście jest rytualna dezynfekcyjna ablucja przy wejściu. Czyż trzeba lepszego świadectwa? I wiecie co to jest? To jest ich wyznanie wiary, wiary w Naukę (nie przypadkiem z wielkiej litery!), wiary w „medyczne autorytety”, wiary w ten świat, wiary w system i establisz-męt. Tą wiarę wyznają księża i biskupi, jakże gorliwie, niegdyś nasi, teraz już jakby nie nasi. Skąd wiemy, że to nie tylko chęć utrzymania świętego spokoju, policzenie kasy z różnych dotacji? Bo sami się nie tylko dezynfekują, ale i wszczepiają! Tak wierzą w tą Naukę, że pozwalają sobie wstrzyknąć jakąś podejrzaną substancję. I wiecie co to jeszcze jest? To jest egzamin, czy są oni gotowi już by przyjąć nową wiarę, nową globalną religię nowego porządku świata i jej fałszywych mesjaszy. I nasi biskupi zdają ten egzamin celująco, są gotowi. Tylko czekać aż nadejdzie Antychryst. Kyrie eleison! źródło: https://zorard.wordpress.com/2021/08/14/egzamin-zaliczony/ — od mg: więcej na:
Myśli nie do pomyślenia
Od dawna zauważyłam, że ta ‚wojna’ jest jakaś dziwna. Uważam, że nie jest to wojna, a konflikt wewnątrz państwowy. Po rozpadzie ZSRR powinnością Ukrainy było zgłosić swoje granice do ONZ.. Nie zrobili tego, więc według prawa międzynarodowego należy do Rosji. Putin od 2014 roku wysyłał ostrzeżenia, które były bagatelizowane przez samozwańcze władze ukraińskie. Wspomnę o Porozumieniu Mińskim i słynnych protokołach. Wszystko przepadło ponieważ Ukraina nie wywiązała się z porozumienia i protokołów. Ta ‚wojna’ to pokłosie tego.
—
od mg: polecam uwadze ten wątek: https://7777777blog.wordpress.com/2022/05/01/ukraina-o-co-chodzi-w-tej-wojnie/
PolubieniePolubienie